Jakoś tak wychodzi, że wpisy zaczynają się pojawiać raz na tydzień. Znowu winę zwalam na pracę - po niej odechciewa mi się większości rzeczy wymagających myślenia i odrobiny kreatywności.
Poniedziałek, wtorek i środa nie wyrożniały się niczym szczególnym, oprócz tego, że barwienia w końcu wyszły, a assay NO znowu nie. Była zumba. Teraz mi się rpzypomina, był równiez ping pomg. Wyjście z ESN. Przyszło mało osób - w sumie było nas 5, ale to lepiej, bo dalo się porzmawiać ze wszystkimi normalnie. Pograliśmy sobei trochę, pouczyłam się czegoś nowego.
W środę był obiad z Peterami, sphagetti i na deser moje naleśniki z Nutellą. Fajna rzecz, szybka do zrobienia, a w zamian mam pyszny obiad. Później poszłyśmy z Nicola, Magda i dwoma kolegami do klubu. Okazało się jednak, że nasi znajomi nie mogą wejść przed 24, gdyz do 24 jest noc dla kobiet z darmowym striptizem. Jako, że bylo za kwadrans 24, weszłysmy z ciekawości.
atmosfera śmieszna, pełna zabawy i żartów. Striptiz nie był czymś super ciekawym, ale cieszę sie, że na niego posżłam - wiem teraz, że takarzecz zupelnie mnie nie interesuje.
W czwartek zakwitłam w labie do... 21. Byłam zła i zmęczona, pojechałam więc na frytki, gdzie dostałam sos gratis :D Sos, typowy dla belgii, przypominał trochęgulas zi był zdecydowanie za mdły.
piątek z kolei był ciekawy - po pracy do 18:30 poleciałam jak najszybciej do domu, przebrać sie i razem z Agatami i Nicolą pojechałyśmy do Christiana i jego znajomych na kataloński obiad. Byla sangria i mohito. Byly tradycyjne kuełabsy (niedawno rodzice ich odwiedzili) i pyszna sałata z orzechami, skwarkami i fetą, tradycyjny chleb z pomidorami i oliwą oraz gaspachio. Ok 2 wyszliśmy do klubu, ale nie za bardzo
chciało nam się tańczyć. Odwiedziliśmy pare miejsc i przed piątą byłam grzecznie w pokoju.
Sobotę spałam, a raczej wegetowałam w łózku do 1. Nie miałam za bardzo powodu wstawać, a zmęczenie po całym tygodniu dawało się we znaki. Po południu pojechałam na wycieczkę rowerową z sąsiadem na plażę. Na obrzeżachmiasta urządzono nad zakolem rzeki fajny kompleks. Zjeżdżalnie wodne, tratwa na wyspę przeciągan po linie, fntanny, statek piracki i strzeżone kompieliska. O tej porze wszystko było dość puste - było dosc pochmurno no i zdecydowanie za zimno na plażowanie. Później wróciłam do pokoju i przyjechał Janek.
Razem z Agata udało mi sie wreszcie obejrzeć Bękarty Wojny. Film Tarantina, jak zwykle trzymal poziomi specyficzny klimat. Bardzo mi się podobał.
następnego dnia miałam jechać na wycieczkę z ESN nad morze... Nikt nie powiedział o zmianie czasu! Zbiórka była na 10:45, co wywołalo lekkie przerazenie zważywszy na to, że zmianę czasu uzmyslowiłam sobie o 10:30, stojąc w piżamie i puszczając na laptopie muzykę na dzień dobry. Nei pytajcie mnie jak to zorbiłam, ale to co zwykle mi zajmuje 1,5 h (wstanie, ubranie się, dojazd, śniadanie), zajęło mi 20 minut. Bez śniadania. Wycieczka była super. Pojechalisy do rezerwatu ptactwa nad morzem, gdzie zabłądziliśmy w bagnie. Później wróciliśmy do miasta (rezrwat byl oddalony o jakies 30 min jazdy autobusem), na piechotę, wzdłóż plaży. nie odmowiłam sobie brodzenia w lodowatej wodzie.
Wiatr, słońce, sprawily, że zatęskniłam za żeglarstwem. inna rzecz, że w mojej glowie pojawiły siękolejne marzenia i plany, tym razem związane z pływaniem...
Wycieczka zakończyła się frytkami i wrócilismy do Ghent. Było przyjemnie i wreszcie była okazja, zeby porozmawiać z ludźmi, poważniej, a nie krzyczeć drugiej osobie do ucha w pubie.
Zamieszczam zdjęcia!
Dziś jest jeszcze festiwal piwa, ale nie mam juz ochoty :D