A w raz z nim duży postęp w doświadczeniach, nowe podejście zaczęło lepiej działać, ale wygenerowało również kupę danych. Dane te - pomiar DLS - można zapisać tylko jako txt. Pyszna zabawa - rozdzielamy kolumny ręcznie, otwieramy w excelu, a póxniej zamieniamy kropki na przecinki, żeby program interpretował jako liczby... No i tak dane są chaotyczne, nie wiem jak to uporządkować, efektem moich dzisiejszych zmagań był obraz na laptopie odwórcony o 180 stopni i 3 panów zmagających się z przywróceniem obrazu do jego pierwotnej postaci. Swoją drogą po co w laptopie taka funkcja?
Przydała by się porządna informatyka...
Co się jeszcze ciekawego działo w tym tygodniu?
Wtorek - potluck - wielkie obżarstwo, ludzie się postarali, było sympatycznie, ale poczułam się jak na wigilii - wolę imprezy z większą ilością ruchu.
Środa - praktycznie prosto z pracy pojechałam z Robin i Slavicą do teatru. Już dawno chciałam obejrzeć sztukę, a ta była całkiem tania - 10 euro. Teraz wiem, że zapłaciłabym nawet 2 razy tyle - było warto. "Last days of Judas Iskariot" okazał się poruszającym spektaklem. Generalnie chodziło o to, że niektórzy Święci z nieba podjęli się próby apelacji - oczyszczenia Judasza z zarzutów. Na koniec okazało się, że Judasz sam odrzuca miłość Boga i nie pozwala zabrać się do nieba, nie może. Pewne pomysły przypominają mi musical "Jeasus Christ super star". Zabawne, dające do myślenia, ze smakiem. Prawie 3 godziny upłynęły nie wiem kiedy.
Czwartek - małe zakupy, potrzebowałam dramatycznie czystych skarpetek. Już nie wiem kiedy miałam "dzień w domu". Przydał się.
Piątek - poszłam na Salsotekę. Jakbym miała czas i środki podjąć znowu naukę salsy w domu... Boże, przy tej muzyce wszystkie kluby typu Park i Harlem mogą się schować zawstydzone. Ludzie też są inni - zdecydowanie brak pijanych lasek, udających orgazm na parkiecie...
Kartki - dopadłam znaczki, od poniedziałku zaczynam rozsyłać nową porcję kartek :] Danka, Babciu, dziękuję za listy - dotarły już dawno, ale pan listonosz dla żartu chyba wrzucił je do skrzynki nie mojego apartamentu. Grzebiąc w skrzynkach całego bloku znalazłam pocztę do moich znajomych, równiez nie w tym miejscu. Świetnie.
Gotowanie - chyba zamieniam się w kurę domową - lubię gotować. Problem jednak polega na tym, że nie mam dla kogo. Jak coś ugotuję to jem pół tygodnia co najmniej - fajnie, bo ekonomicznie, ale ja bym chciała eksperymentowac w kuchni ;] Wymyśliłam sobie, że upiekę ciasto - to będę mogła rozdać, ludzie będą wdzięczni, a ja się wyżyje nie tyjąc tak bardzo :]