Mija kolejny, 9 dzień, mojego pobytu w Gandawie - mieście którym mam spędzić pół roku mojego życia. Od razu rzepraszam za to, że nie pisałam wcześniej. Miałam małe problemy z netem, w weekend mnie nie było, a czasem nie ma w co rąk włożyć.
co tu robię? Ano podróżuję, robię projekt na temat stanów zapalnych w sepsie, piję piwo, robię dwa przedmioty, jeżdżę na rowerze, zwiedzam, w chwili obecnej marznę na dworze, imprezuję, piszę, ogarniam, planuję. jednym słowem wszystko.
Nie za bardzo czuję wenę, żeby opisywać wszystko od początku. Dziś porter night - Erasmusowy dzien picia z 1 euro. Do pójścia zniechęca zamieć śnieżna. Śnieg dostarcza również nie małej frajdy w zwiazku z jazdą na rowerze. Przydały by się zimowe opony, cokolwiek, co zapobiegłoby poślizgom na środku ulicy. Jak ja się nie zabiję na tym orwerze to be dzie cud. . W dodatku tylny hamulec nie do końca mi działa :D rowery tu są jednak cudowne, chetnie kupiłabym jeden do domu. siodełka mega wygodne, nie tak jak w Polsce, że po dniu jazdy boli tyłek. Są tez super zabezpieczenia i w ogóle rower doskonale dostosowany do jazdy po mieście. Chyba pójdę na małe zakupy przed wyjazdem, tu takie rzeczy na pewno będą tańsze niż w Polsce.
Jeżeli chodzi o ceny, to niektóre produkty można znaleźć taniej niż w naszym kraju, a jedzenie na studenckiej stolówce (cena/ilosć/jakośc) przebija SGGW.
Zdjęcia ząładuję później, bo nie chcę zużywać limitu na transfer - zrobię to w labie.
Wracam do nauki hiszpańskiego - skoro mam tylu native speakerów, szkoda nie skorzystać :]