Patrząc na wyniki genetyki zaczynam się solidnie bać... Wrzesień zapowiada się niezwykle atrakcyjnie, tym bardziej zamierzam korzystać póki się da :]
Poniedziałek upłynął spokojnie - zakupy, pranko, różne bzdety. Za to wtorek był niesamowity. Xavier zabrał mnie do Trinity collage, gdzie za bagatela 60 euro/godzinę mogłam obejrzeć moje nanomolekuły pod mikroskopem elektronowym transmisyjnym (TEM)! nie tylko obejrzeć, ale i nałożyć próbkę i przekonać, się, że obsługa tego nie jest taka prosta jakby się mogło wydawać. Wrażenia niesamowite, ale nie będę się już więcej mikroskopem podniecać, bo wyjdzie na to, że jestem nie normalna. no dobrze, dodam tylko, że tego samego dnia oglądałam też inne doświadczenie pod mikroskopem skanningowym tym razem (SEM).
Na tym się jednak wtorek nie skończył. Zostałam zaproszona na grilla. Odbył się na tej samej plaży co poprzednio. Był odpływ, morze "uciekło" daleko odsłaniając plażę z basenami naprawdę ciepłej wody w której dziecko Vladimira (mojego mentora - ma dwóch chłopców 4 lata i 6 miesięcy) ścigało kraby. Woda była cieplutka, tak jak powietrze (ponad 20 stopni). Na grilla zrobiłam polską sałatkę - z ogórkiem kiszonym :D (ta sama, która była na wielkanoc KNBiotech). Poza tym, było tyle jedzenia, że połowa "wróciła". Po 2 sałatkach, nachosach, makreli, ciastakach, cieście, ledwo udało mi się zagrać w bulee. Jednakże jedzonko dodało sił także do 22 graliśmy jeszcze w siatkówkę. Oprócz Vladimira, był jeszcze Andrew, Xavier, Aurora i 5 osób, których imion oczywiście nie spamiętałam - w tym jedna polka, wspólokatorka jednej z osob pracujących w BDI 9ja tam też pracuję, nie wiem czy wspominałam). Była cicha jakaś. Wróciłam późno, z winem pod pachą i baardzo zadowolona z życia.
Pogoda w środę równie cudowna. Im dłużej taka jest tym bardziej boję się momentu kiedy się popsuje. Ma podobno padać w weekend. Ale to w sumie dobrze - na ten weekend zaplanowaliśmy zwiedzanie Dublina, głównie pomieszczeń, więc niech się wypada.
Dzisiaj też znowu "udało" mi się pobiegać :] taki nawyk mi się przyda, szczególnie teraz, kiedy doszła do mnie PACZKA. Co to za paczka? Ano moja mama zdecydowała wesprzeć córkę w obcym kraju i przyszykowała oraz wysłała, najwspanialszą, 16 kg paczkę (kocham Cię mamo!). Dobry ser (nie jakiś hohland) płatki, zupki, przyprawy, kocyk :] i foliówki oraz deseczka do krojenia, to tylko niektóre z cudowności paczki, nie mówiąc już o mojej czekoladzie i herbacie - gdzie się podziała ta tabliczka :D.
Moim wielkim postanowieniem na dziś było sie wyspać, ale niestety, planowanie weekendu okazało się ważniejsze, w zwiazku z czym jest już 1 :/ heh.
Jeszcze tylko troche nowych zdjęć.