Już czwartek, nie mogę w to uwierzyć po prostu, czas galopuje, pędzi, połowa pobytu za mną... Na szczęście zaczęły się pojawiać pierwsze wyniki więc mam nadzieję, że w raporcie będę mogla napisać coś więcej, niż to, że nie powinno używać się zepsutego mleka :D Strasznie się zaangażowałam w ten pojekt, chętnie bym została tu do końca (czyli jeszcze dodatkowe pół roku). Niedługo odwiedzę Tunga w jego labie - obiecał przedstawić mnie innej polce, która robi tu doktorat - zobaczymy co i jak.
Ten weekend miałam spędzić w Irlandii PN, ale Dimitrije ma problemy ze swoim kontem - ukradli mu pieniądze, więc musimy przełożyć. Na szczęście w porę pojawił się Paul (gość, z którym spotkaliśy się w Cork) i zaproponował, że jeżeli jeszcze raz przyjedziemy do Cork to nas zabierze w jakieś ciekawe miejsce do pochodzenia w gorach (a raczej wzgórzach) :] No więc wszystko wskazuje na to, że zamiast na pn pojedziemy na pd.
Nawet nie wiem jak mi zleciał ten tydzień. Wtorek - ścianka wspinaczkowa (zaczęłam uczyć się stawania na rękach, na razie idzie dość opornie, ale może, może). W środę, z okazji przyjazdu Paula do Dublina poszliśmy do pubu - udało się ogarnąć większą ekipę, całkiem sympatycznie było.
Wgram nowe zdjęcia, z Galway i może z plaży jak nie przekroczę limitu.
Rozkminiłam wczoraj, że w sumie nie mam czasu na naukę genetyki i inzynierii na wrzesień. Wracam, 5 dni w warszawie i później na sternika jadę, tydzień wypada, wracam, tydzień i już sesja. Niecałe 2 tygodnie na dwa przedmioty... Przykro to jednak stwierdzic, ale sternik wydaje mi się ważniejszy niż oceny z Genet i Inż, a pona d wszystko mam jeszcze przecież drugi termin ze wszystkiego, więc na pewno z morza nie zrezygnuję :D